18 28 527 09

biuro@orawa.eu

Slide background
Slide background
Slide background
Slide background
Slide background
Slide background
Slide background
Slide background
Slide background
Slide background

Ocalić od zapomnienia: jadło wielkopostne

Kategoria:

Produkty uzyskane z uprawy roli, hodowli bydła i zbieractwa, które używano do przygotowywania potraw w okresie Wielkiego Postu.

Z uprawy roli pozyskiwano:

  • różnego rodzaju zboża – orkisz, owies, jęczmień, żyto, pszenica ozima i jara, len i siemię lniane, a także, w ostatnim dwudziestoleciu, pszenżyto,
  • rzepę (ziemniaki), groch, bób, kapustę, brukiew (kwaki), czosnek i cebulę.

Dzięki hodowli pozyskiwano:

  • mleko słodkie i kwaśne, śmietanę, masło, maślankę, sery, serwatkę,
  • mięso, tłuszcz.

Zbieractwo dawało:

  • suszone grzyby, suszone jabłka i borówki – czarne jagody,
  • zioła i przyprawy.

Z wyżej wymienionych zbóż, szczególnie z orkiszu, owsa, żyta, jęczmienia robiono mąkę z której wypiekano moskole (czyli placki) na blasze, na piecu, gotowano kluski, zacierki, rzezańce (makarony).

Chleb rzadko w poście pieczono. Wypiekano go dopiero na Wielką Niedzielę. Chleb wyrabiano wówczas z najlepszej mąki – pszennej.

Kaszę z kolei pozyskiwano z ziarna jęczmienia, które tłuczono w stympie

Kawa zbożowa powstawała przez prażenie ziarna zbóż na piecu. Uprażone ziarno mielono w specjalnym ręcznym młynku celem pozyskania kawy.

Ziemniaki były codzienną potrawą. Gotowano je w łupinach i pieczono na piecu, obierano i gotowano. Po ugotowaniu spożywano tłuczone lub całe, a także tarte na różne kluski albo dodawane do mąki, żeby potrawy mączne były dłużej świeże.

Kapustę jadało się prawie codziennie: kiszoną i gotowaną lub tylko kiszoną i okraszoną olejem. Z niej też odciskano sok na kwaśnicę, którą podgrzewano i pito w czasie przeziębienia albo gotowano tzw. postną kwaśnicę (tj. bez mięsa). Jadano też kapustę na słodko, nie kiszoną, a tylko poszatkowaną, zalewaną mlekiem i gotowaną.

Groch gotowano w osolonej wodzie i spożywano suchy lub gotowano z niego zupę.

Bób pieczono na piecu albo, podobnie jak groch, gotowano w osolonej wodzie i spożywano po odcedzeniu.

Brukiew czyli kwaki uprawiane były w każdym gospodarstwie. Kroiło się je na plastry i piekło na rozgrzanym piecu.

Czosnek i cebula służyły nie tylko w kuchni, ale też używano ich w celach leczniczych.

Mleko, jeśli tylko było, rozcieńczano wodą do spożycia, ale również zakwaszano, żeby mieć śmietanę, ser i serwatkę.

Śmietanę wykorzystywano na masło, które sporządzano w drewnianym naczyniu – maśnicce. Po zrobieniu masło solono lub topiono, w czasie postu go nie spożywano. Produktem ubocznym powstałym w trakcie wyrabiania masła była maślonka, którą stosowano jako osobny napój lub dodawano ją do gotowanych ziemniaków.

Ser pozyskiwało się z podgrzanego kwaśnego mleka, o ile krowy w gospodarstwie się dobrze doiły i było mleko. Podgrzane kwaśne mleko należało oddzielić od płynu – serwotki, a uzyskany syr dać do płóciennego woreczka w kształcie serca. Woreczek z serem wkładano do drewnianej prasy i ściskano, żeby resztki serwatki wyciekły. Po 3 dniach serek wyciągano z woreczka i kładziono na zapiecek, żeby go wysuszyć. Podczas suszenia należało taki serek troszeczkę posolić i co parę dni odwracać, aby równomiernie wysychał. Tak wysuszony tarło się potem do różnych klusek. Niewysuszony zaś służył do codziennego spożycia.

Mięso jadano tylko w niedzielę i w małych ilościach, szczególnie drobiowe. Gotowano polywke, czyli rosół na mięsie drobiowym. Ugotowane spożywano razem z ziemniakami i rosołem.

Tłuszcz – jedynym tłuszczem spożywanym w okresie Wielkiego Postu był olej, który był tłoczony z siemienia lnianego w wiejskich olejarniach. Z 1 kg siemienia lnianego można było wytłoczyć ok. miarkę oleju, czyli 1/4 litra. 1 kg wysuszonego siemienia lnianego należało stłuc na mączkę, następnie zmieszać ją z wodą, ugnieść i rozrobić. Tak otrzymaną mieszaninę należało ogrzać w garnku mieszając, żeby się nie przypaliła. Powstałą papkę przekładano do płóciennego woreczka i wyciskano z ciepłej masy olej. Zlewano go do butelki szklanej i zakręcano, resztki dawało się bydłu lub kurom.

Grzyby, których zbierano bardzo dużo latem i jesienią, suszono na zewnątrz pod strzechą nawiązane na nić i podwieszone pod okapem chałupy niczym sznury korali. Jeśli pogoda była niesprzyjająca – suszono je na zapiecku. Po wysuszeniu przechowywano w małych srombkak, czyli skrzynkach lub w płóciennych torebkach na zapiecku. Obok kapusty i ziemniaków były podstawowym produktem do przygotowania potraw.

Jabłka i borówki również suszono, potem przygotowywano z nich kompoty i marmoladę. Suszone jedzono też… zamiast cukierków.

Ziół używano jako przypraw i w celach leczniczych. Wśród nich był kminek, mięta, dziurawiec, kwiat lipy, lubczyk, macierzanka. jałowiec, liście maliny, jeżyny i poziomek, brusznic i borówek i wiele wiele innych.

Z wyżej wymienionych produktów dawne Orawianki potrafiły przygotować rozmaite poste posiłki dla swojej rodziny.

Jak przechowywano te produkty i gdzie oraz jakie dania przygotowywano napiszemy niebawem.

Zofia Warciak

Piscołka wielkopostna

Kategoria:

Nasz kolega, pracownik muzeum i muzyk ludowy Marcin Kowalczyk opowiada o orawskiej piszczałce wielkopostnej i prezentuje grę na instrumencie.

Zapraszamy do oglądania i słuchania.

Pani na Moniakówce

Kategoria:

Przekraczając próg dworu Moniaków, wchodzimy najpierw w ciemną, pokrytą sadzą, kurną izbę, a następnie zaglądamy do świetnicy, której drewniane ściany noszą wyraźne ślady uderzeń ciesielskiego topora, aby za moment zawitać w obszernym, jasnym salonie. Kontrast tych pomieszczeń w pewnym sensie odzwierciedla burzliwe losy tego budynku i jego mieszkańców, którzy w tej orawskiej, podbabiogórskiej miejscowości założyli swą rodową siedzibę. Przez stulecia zmagali się, w jakże trudnych, górskich warunkach, z wszelkiego rodzaju przeciwnościami, a przecież losy tej ziemi były często tragiczne, naznaczone historycznymi i gospodarczymi meandrami, zawieruchami dziejowymi oraz wszelkiego rodzaju epidemiami, morami, często też ubóstwem i głodem, walką o przetrwanie. Owa uformowana przez czas faktura belek, wystrój wnętrz, wszelkiego rodzaju sprzęty, narzędzia codziennego użytku, meble – te surowe, chłopskie i bardziej subtelne, dworskie, budują intrygującą atmosferę, a świadomość, że ten prastary kompleks dworski stoi na swoim miejscu od kilku wieków, przenosi nas myślami w te dawne lata.

Stojąc na glinianym klepisku w cornej izbie możemy wyobrazić sobie ostatnią panią dworu Joannę z Lattyáków Wilczkową, jak krząta się po swoich izbach. Ubrana w szeroką suknię z kokardami, z nałożoną chustą - smatką na głowie, z lekko przygarbioną, ale pełną dostojeństwa, godności i dworskiej wykwintności postawą zarządza, wydając swoim pomocnikom drobne polecenia. Johana, bo tak mówili na nią okoliczni mieszkańcy, miała niełatwe życie, które nie szczędziło jej trudnych i dramatycznych doświadczeń.

stara pożółkła fotografia w sepii, widok do pasa, młoda kobieta z jasnymi, ciasno upiętymi włosami w ciemnym stroju spogląda przed siebie, jest zwrócona nieco w swoje lewoJoanna Lattyák,XIX/XX w., fot. Archiwum M-OPEUrodziła się w Zubrzycy Górnej w 1875 roku. Jej mamą była Joanna z Moniaków Lattyákowa, a ojcem Jan Lattyák, prawnik, który pełnił funkcję sędziego okręgowego Królestwa Węgierskiego. Widzimy więc, że ten dwór od początku swego istnienia stanowił ośrodek życia gospodarczego i kulturalnego, nie tylko samej Zubrzycy, ale także całej ówczesnej Orawy. Żanetta, Żanka, tak zwracali się do niej najbliżsi, wyrastała w domu, gdzie rozmowy prowadzone były w kilku językach: węgierskim, niemieckim, słowackim, a także polskim: zapewne w orawskiej gwarze. Ta mozaika językowa, a co za tym idzie obyczajowa odzwierciedlała w pewnym stopniu wielokulturowy charakter tej ziemi. 

Johana straciła dwóch mężów. Pierwszy mąż – Józef Cserepy poległ, tak jak ich syn Józko, na froncie I wojny światowej, zaś drugi – Eugeniusz Wilczek również przedwcześnie zmarł. Wydarzenia te bardzo na nią wpłynęły, zmieniły ją, szczególnie nie mogła pogodzić się ze śmiercią najukochańszego synka Józefa. Od tego czasu rodową siedzibę zamieszkiwała sama. Często odwiedzał ją brat Sándor Lattyák, dyplomowany inżynier leśny, starszy radca leśnictwa Królestwa Węgierskiego, który szczególnie w okresie letnim przyjeżdżał z Budapesztu na wypoczynek.

stara, pożółkła, czarno-biała fotografia: starsza kobieta siedzi na krześle przed drewnianym budynkiem zwrócona w stronę obiektywu, na głowie ma zawiązaną chustkę, jest ubrana w ciemny strój z jasnym fartuchemJoanna z Lattyáków Wilczkowa, lata '30 XX w., fot. Archiwum M-OPEWłaśnie w taki, sierpniowy, ciepły dzień w 1937 roku, razem z bratem podpisują dokument darowizny całego zabytkowego obejścia dla państwa polskiego, co stało się zalążkiem naszego skansenu – instytucji, która obecnie funkcjonuje pod nazwą Muzeum – Orawski Park Etnograficzny w Zubrzycy Górnej.

Do końca swojego życia z wielką troską opiekowała się rodzinnym majątkiem. Zmarła samotnie w moniakowym dworze 19 marca 1951 roku w wieku 76 lat. W marcu 2020 r. mija 69 rocznica jej śmierci. Wspomnijmy zatem tę wiele znaczącą dla kultury Orawy postać, przywołajmy obrazy z przeszłości. Jerzy Modziejowski w książce Orawą…Podhalem…Spiszem… pisał tak: …Bodaj latem 1935 roku wracałem z Babiej przez Krowiarki, a że napadł mnie ulewny deszcz, więc schowałem się pod okap gospodarczych zabudowań „Moniakówki”. Po chwili przedstawiłem się zacnej pani Joannie Wilczkowej, właścicielce dworku; poczęstowany garnkiem gorącego mleka, dowiedziałem się z rozmowy, że razem z bratem Aleksandrem Lattyákiem postanowili jako ostatni przedstawiciele dawnego rodu sołtysiego na Orawie ofiarować całe zabytkowe obejście Państwu Polskiemu.

Każdy odwiedzający do dziś dwór Moniaków i spoglądający na sosręb salonie zauważy napis Non domus, sed hospicjum (łac. ‘Nie dom, lecz gościna’) – ta sentencja jest niezwykłym świadectwem gościnności i otwartości mieszkańców tego domostwa, a szczególnie niech przypomina nam o ostatniej spadkobierczyni – pani Joannie z Lattyáków Wilczkowej.

Marcin Kowalczyk

Śmiertecka

Kategoria:

Zwyczaje związane z okresem Wielkiego Postu i Wielkanocy na Orawie dawno już wyszły z użycia. Zachowały się jedynie dalekie echa i relikty tych obrzędów we wspomnieniach starszych ludzi oraz w tekstach i opracowaniach badaczy. W strukturze obrzędów można dostrzec jakby dwa nurty kulturowe, wpływy, mianowicie: świat przedchrześcijański sięgający swymi korzeniami nawet czasów antycznych oraz młodszy, który dotarł na ziemie polskie wraz z chrześcijaństwem. Rozgraniczenie tych dwóch nurtów jest jednak bardzo trudne, a granice miedzy nimi z biegiem czasu się zatarły. Nie jest łatwe także ustalenie, które z tych zjawisk są pochodzenia lokalnego, a które przyszły drogą wpływów i zapożyczeń kulturowych z sąsiednich regionów. Niektóre przypominają charakterem zjawiska znane na całej Słowiańszczyźnie, a nawet krajom np. romańskim.

Szeroko pojęte zwyczaje związane z Wielkim Tygodniem i Wielkanocą miały charakter oczyszczający i zbiegały się z świętami kościelnymi, przy czym w dużej mierze wiązały się także z pierwszym, wiosennym wypędzeniem bydła na pastwisko. Wtedy to stosowano przeróżne środki magiczne mające zapewnić pomyślność wypasu. Nosicielami szczególnej siły magicznej były m. in. woda, ogień, żelazo, jajka, czy... przedmioty w kolorze czerwonym.

Przypominamy więc jeden taki zwyczaj – praktykowany w czwartą niedzielę Wielkiego Postu, nazywaną w liturgii kościelnej Laetare – od słów antyfony na wejście: Laetare, Jerusalem ('raduj się, Jeruzalem'), a na Orawie „białą” lub „śmierzną”. W wielu regionach czas ten kojarzony jest z obrzędem niszczenia, czy topienia kukły, podobizny kobiecej postaci zwanej, w zależności od regionu: „Marzanną”, „Moreną”, „Marmureną” itp.

Na Orawie właśnie w tę niedzielę młode dziewczyny wykonywały lalkę ze słomy i szmat. Przystrajano ją w białą suknię, a z boku przyczepiano jej kosę. Zwyczaj ten nazwano chodzeniem ze śmiertecką, bowiem orszak dziewcząt, także ubranych na biało, z tą kukłą – śmiertecką wędrował po całej wsi, od domu do domu, śpiewając monotonną, jednostajną, charakterystyczną pieśń:

Zapis nutowy, skrzypce, oprac. M. KowalczykZapis nutowy, skrzypce, oprac. M. Kowalczykśmiertecka - słomiana kukła kobiety z głową owiniętą białym materiałem leżąca na wodzieŚmiertecka, fot. Roman Ciok

Sła śmiertecka z miasta

Pon Jezus do miasta.

Dziwcynta jom nieso

O jajecka proso

Zebyście nom dali

A nie załowali

co nom mocie

bo wom kurke oskubiemy,

pod nozecki pościelimy,

bo nom zimno stać.

Dejcie ze nom dejcie,

Jak nie mocie chleba

To nom dejcie bobu,

coby wos śmiertecka

przyjena do grobu.

Jak nie mocie bobu

To dejcie nom chleba,

coby wos śmiertecka

przyjena do nieba.

Jak nie mocie chleba,

to grajcara dejcie,

albo lnu po gorzci

okupcie się śmiyrzci.

Poniżej obszerny fragment do posłuchania - w wykonanu członkiń Małolipnickiej Rodziny Kolpinga z 2019 r.

Wedle zwyczaju w każdym domostwie gazda lub gaździna powinni obdarować gości. Zazwyczaj dawano ja1jka, które dziewczęta zbierały do koszyka – kosołki. Gdy orszak kończył tę swoistą peregrynację ze śmiertecką, kukłę wydzierała grupa rozbawionych chłopców i topiła w rwącym potoku lub rzece. To było symboliczne zwycięstwo życia nad śmiercią, pożegnanie zimy, czasu z krótkim dniem, panowaniem ciemności i różnych demonów. Nadchodząca wiosna była tryumfem życia, Słońca, zmartwychwstania, budzenia się przyrody do nowego życia.

Miejmy nadzieję, że i w tym roku wraz z nadchodzącą wiosną będziemy szczęśliwi, a przede wszystkim zdrowi.

Marcin Kowalczyk

Śmiertecka w skansenie - kiedyś i dziśŚmiertecka w skansenie - kiedyś i dziś, fot. Archiwum M-OPE